Rok 1992. Po nieudanych eliminacjach reprezentanci Danii, spokojnie odpoczywają na urlopach. Za 10 dni ma rozpocząć się turniej, do którego Duńczykom zabrakło zaledwie 1 punktu. Wtem, z powodu rozpoczęcia krwawych walk na terenie Bośni, które zapoczątkowała Jugosławia, ONZ natychmiastowo nałożył na kraj sankcje. Kara obejmowała także zakaz uczestnictwa we wszelkiego rodzaju wydarzeniach sportowych i kulturalnych o randze międzynarodowej. Cały piłkarski świat żył sensacją, jaką było włączenie Danii na Euro. Poziom zaskoczenia drużyny spod Parken, najlepiej ukazuje wypowiedź ich ówczesnego selekcjonera Richarda Moellera Nielsena: "Przed turniejem miałem zająć się remontem kuchni, ale nagle dostaliśmy informację o Jugosławii i o tym, że gramy w Szwecji".
Dalszą, romantyczną część tej historii większość kibiców zna. Największa gwiazda kadry, Michael Laudrup, odwraca się od kadry i postanawia nie rezygnować z wakacji. Dania w grupie strzela jedną bramkę w ostatnim meczu z Francją, następnie eliminuje w karnych Holandię i w finale pokonuje 2:0 Niemców. Ostatnią bramkę zdobywa Kim Vilfort, który wrócił do kraju przed meczem z Francją, aby wspierać swoją chorą na białaczkę 7-letnią córkę. Wraca jednak na turniej, aby spełnić daną jej obietnicę sukcesu. Piłka nożna lubi historie, które chwytają kibiców za serce, a ich wspomnienia wywołują łzy wzruszenia. Turniej jeszcze się nie zaczął, a skojarzeń z wydarzeniami sprzed 20 lat przybywało coraz więcej. O Mistrzostwach Polski o Puchar KNC dowiedzieliśmy się 2 tygodnie przed upływem terminu zgłoszeń. Biorąc pod uwagę ilość potrzebnych dokumentów oraz braki kadrowe w najstarszej kategorii, czasu na decyzję było bardzo mało. Trzeba przyznać, że organizacja wyjazdu do Rzeszowa na blisko 40 osób włącznie z opiekunami, jest niemałym przedsięwzięciem, jednak połączenie sił odpowiednich ludzi, pozwoliło odpowiednio logistycznie wojaż zorganizować. Do rozgrywek o miano Mistrza Polski, przystąpiliśmy we wszystkich 3 kategoriach. Ministrant, Lektor
Młodszy, Lektor Starszy. Liczba drużyn w poszczególnych grupach wiekowych to odpowiednio: 17, 27 i 28. System rozgrywek w uproszczeniu wyglądał następująco. W każdej kategorii, zespoły podzielono na grupy, w których mecze rozgrywano w systemie każdy z każdym. Z każdej grupy 2 najlepsze drużyny
awansowały do Finału A, gdzie walka toczyła się o główne nagrody i miejsca (1-8). Reszta zespołów walczyła, w zależności od miejsca w grupie w Finale B lub C. O każde, nawet ostatnie 28 miejsce na turnieju, trzeba było rozegrać mecz, więc nawet jeśli przegrało się wszystkie mecze w grupie, a nawet ćwierćfinał w Finale C, nadal było o co grać. Nie minął jeszcze tydzień od zakończenia Mistrzostw, a już wspomnienia o nim przywołują mocny sentyment. Szczególnie jeśli chodzi o najstarszą kategorię, bo to przy niej stał największy znak zapytania. Czy uda się zebrać wymaganą ilość zawodników? Strata podstawowego obrońcy nie dawała powodów do optymizmu. O ironio (w kontekście Danii z 92 roku), zadecydował opłacona wycieczka do Andaluzji. Nie dziwne, że wtedy jeszcze niekompletna drużyna, najmłodsza w swojej kategorii, nie przekonywała do wywrócenia wakacyjnych planów. Trzeba przyznać, że w tamtym momencie, do wyjazdu skutecznie
przekonał nas Marcin Habdas. Lepiej. Nie tylko przekonał, ale rozpalił na nowo ogień rywalizacji, który przez ponad roczną przerwę zdawał się zgasnąć. Gdy dodamy do tego zaangażowanie Trenera Mateusza Wolnego, który dwoił się i troił, żebyśmy mogli wystąpić na Mistrzostwach w 3 kategoriach, ciężko było nie dać się ponieść takiej atmosferze. Ostatecznie do drużyny dołączyli: Michał Pielichowski, Andrzej Walaszek oraz Paweł Strzałka. To dzięki nim i pozostałej piątce zawodników tj. Bartłomiej Motyka, Marcin Habdas, Mateusz Pochopień, Dominik Gruszka i Dawid Kozieł, spełnialiśmy wymogi i mogliśmy wystąpić na Mistrzostwach Polski. Stare piłkarskie porzekadło mówi, że połowę meczów wygrywa się już w szatni. Odpowiednie nastawienie, potrafi mocno pomóc czysto piłkarskim umiejętnościom, a nasz ,,mental” był praktycznie idealny. Nie mieliśmy na sobie żadnej presji, przyjechaliśmy nie dość, że najmłodsi, to jeszcze z jednym zmiennikiem, co w kontekście 6 spotkań tylko pierwszego dnia, oznaczało, że musimy mądrze zarządzać siłami. Podchodziliśmy do każdego meczu osobno. Nie nastawialiśmy się na dominację, będąc debiutantami w turnieju takiej rangi. Turniej rozpoczęliśmy od spotkania z drużyną z Poniecna, udało nam się spełnić założenia Trenera i od początku narzuciliśmy rywalom swój styl gry. Wygrana 4:0, mocno nakręciła nas na kolejne spotkania. Już w kolejnym spotkaniu przekonali się o tym zawodnicy z Pręgowa. Pewne zwycięstwo 3:0 i kolejne punkty dla Żabnicy. Zmęczenie zaczęło dochodzić do głosu w trzecim spotkaniu z Kobylinem. Nadal gra toczyła się pod nasze dyktando, ale przy wykańczaniu akcji zaczęło brakować sił. Przez bardzo niską skuteczność mecz zakończył się skromnym zwycięstwem 1:0 dla naszych lektorów. Nie było czasu na wytchnienie, 15 minut przerwy i kolejne spotkanie z drużyną Bednarów. Nie ma co ukrywać, mimo usilnych starań Panów Karola Gliszczyńskiego i Jarka Szatanika, byliśmy dość mocno zmęczeni. Co gorsza, rywale grali z nami swój pierwszy mecz, ponieważ na wcześniejsze swoje spotkanie, zwyczajnie nie przyjechali. Co prawda, Mateusz Pochopień pięknym strzałem od poprzeczki wyprowadził nas na prowadzenie, tuż po przejęciu piłki po rozpoczęciu od środka, jednak jeszcze przed przerwą rywale zdołali wyrównać. Z powodu zmęczenia nie daliśmy rady zniwelować różnicy warunków fizycznych i ostatecznie przegraliśmy 3:1. Na szczęście, ponad godzina przerwy, pozwoliła jakkolwiek się zregenerować. Kolejny mecz, w kontekście wyjścia z grupy do Finału A i walki o medale, był meczem o wszystko. Na naszej drodze stanęła drużyna z Makowa Podhalańskiego, bardzo dobrze radząca sobie w poprzednich spotkaniach. Prawdą jest, że dzięki przerwie udało się nam złapać oddech, ale nijak miało się to do naszych rywali, którzy przyjeżdżając w 11, rotowali podczas meczu dwoma składami. Przed meczem rywale sprawiali wrażenie niesamowicie profesjonalnych. Rozgrzewki na gumach, z oddelegowanymi do tego ludźmi. Wyglądało na to, że tak jak Duńczycy w 1992, w meczu o wyjście z grupy zmierzymy się z Deschampem, Papinem i Cantoną. Będąc szczerym, to nie mogło nam się przytrafić nic lepszego przed takim spotkaniem. Nie owijając w bawełnę, bardzo chcieliśmy utrzeć nosa pewnym siebie rywalom. Zaczęliśmy z wysokiego C. Już w drugiej minucie, Mateusz Pochopień dał nam prowadzenie 1:0. Przeciwnicy dokonali zmian, jednakże nowi zawodnicy bardzo szybko przekonali się o umiejętnościach ,,Błaszcza” i prowadziliśmy już 2:0. Niefortunnie stracona bramka nie podcięła nam skrzydeł a rezultat 2:1 dowieźliśmy do końcowego gwizdka. Mecz kosztował nas sporo sił, ale wyzwolił bardzo dużo emocji. Pomijając żar niemiłosiernie lejący się z nieba, na boisku niejednokrotnie wrzało. Wszystkie te emocje po zakończeniu spotkania, ustąpiły miejsca niesamowitej satysfakcji, w której pławiliśmy się aż do rozpoczęcia ostatniego spotkania. W meczu z lektorami z Zaczernia, remis dawał nam przepustkę do Finału A. Jednakże nasi rywale, wygrali wszystkie poprzednie mecze, bez straty bramki. Wpadliśmy wtedy na całkiem niegłupi pomysł, że skoro ciężko jest bramkę strzelić, to dobrze byłoby samemu jej nie stracić. Zorganizowana gra w obronie, nie pozwoliła rywalom na stworzenie klarownej sytuacji, a tak jak w poprzednich meczach, strzały z dystansu nawet te bardzo silne i precyzyjne, nie dały rady zaskoczyć bardzo dobrze dysponowanego na bramce Bartka. Coś w co sami nie wierzyliśmy stało się faktem. Awansowaliśmy do Finałów A. Drugiego dnia nogi odmawiały posłuszeństwa, a turniej wkraczał w końcową fazę. Tego dnia już wiedzieliśmy na co możemy liczyć, bardzo pewny bramkarz Bartek, który jeszcze nie raz nas później uratuje, szczelna obrona w postaci uzupełniających się Pawła i Andrzeja, łącznik obrony z atakiem Dawid oraz dwa ofensywne motory napędowe, czyli Marcin, który poza bramką, podczas turnieju wystąpił na każdej pozycji, oraz Mateusz, który licznymi indywidualnymi akcjami potrafił zrobić przewagę, w wielu groźnych sektorach boiska, a gdy tylko ktoś potrzebował zmiany, zawsze na posterunku, gotowy do wejścia czekał niezmordowany Michał. Dominik wraz z Panami Gliszczyńskim i Szatanikiem, robili wszystko by w jakiś sposób pomóc drużynie, a ich starania zdecydowanie nie poszły na marne. Jednakże drugi dzień, nie zaczął się dla nas najlepiej. Organizatorzy wymusili, aby każdy zawodnik występował tego dnia w obuwiu halowym lub turfach. Decyzja okazała się tym bardziej dziwna, że jeszcze poprzedniego dnia wszystkie mecze rozgrywaliśmy w zwykłych lankach. W wyniku całego tego zamieszania, nasz bramkarz musiał wystąpić w zwykłych butach nie przeznaczonych bynajmniej do grania w piłkę. W ćwierćfinałowym spotkaniu podejmowaliśmy drużynę z Rzeszowa. Skupiliśmy się na defensywie i wyprowadzaliśmy kontry. Do przerwy spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem. W drugiej połowie, to drużyn z Rzeszowa jako pierwsza zdobyła bramkę, na szczęście szybko udało się nam wyrównać. Po końcowym gwizdku nadal nie znaliśmy zwycięzcy, dlatego nadszedł czas na rzuty karne. Niestety mimo 2 interwencji Bartka, nie wykorzystaliśmy aż 3 jedenastek i to właśnie drużyna z Rzeszowa, awansowała do półfinału. Udało się nam podnieść z lekkiego przygnębienia i na kolejny mecz z parafią z Sochaczewa. Mimo, że w meczu kolejny raz padł remis 1:1, 2 strzelone karne i 2 interwencje Bartka, dały nam możliwość gry w meczu o miejsca 5-6. Niestety w wyniku ogromnego zmęczenia ulegliśmy drużynie z Zaczernia, z którą los skojarzył nas po raz drugi na tym turnieju. Ostatecznie zajęliśmy 6. miejsce w Polsce, co jest rekordem jeśli chodzi o drużyny z naszej diecezji. Przy odrobinie szczęścia mogliśmy nawet powalczyć o medale, jednakże sami jesteśmy zadowoleni z takiego wyniku. Jako debiutanci osiągnęliśmy naprawdę wysoki wynik, a za rok w pełnym składzie z Karolem, Dominikiem w pełni sił i chłopakami, którzy przejdą do naszej kategorii, może zdziałać naprawdę wiele. Bramki na Mistrzostwach Polski zdobywali dla nas: Mateusz Pochopień (7), Dawid Kozieł (3), Marcin Habdas (2), Andrzej Walaszek (1). Drużyna w kategorii lektor młodszy, jechała na Mistrzostwa Polski, z dużymi aspiracjami na sukces. Bardzo dobry rocznik, najstarszy w swojej kategorii. Pojechali, by zebrać żniwo ciężkiej pracy jaką wkładali na treningach. Tak turniej jawił się w oczach Michała Motyki, kapitana drużyny lektorów młodszych, który przedstawił przebieg spotkań w swojej kategorii. Nasza Parafia do rozgrywek przystąpiła w składzie: Michał Krzus, Bartłomiej Motyka, Wiktor Wolny, Filip Gołek, Michał Motyka, Igor Jarco, Kamil Pawlus, Dawid Szatanik, Michał Motyka, Michał Kozieł. W meczu otwarcia, nasza drużyna podejmowała parafię Bednary. Uczucie Dumy i ekscytacji, mieszało się ze zwykłym stresem z jakim wiąże się pierwsze spotkanie. Mecz nie układał się po naszej myśli, najpierw niewykorzystana 100% okazja, a później bardzo kontrowersyjny rzut karny przyznany rywalom. Szybki cios na początku, wybił drużynę z rytmu i mimo usilnych starań, w wyniku ataków całą drużyną w poszukiwaniu wyrównania, mecz zakończył się porażką aż 5:0. Trener Mateusz Wolny, po tym spotkaniu starał się nas jeszcze bardziej zmotywować, wskazując, że na własne życzenie przegraliśmy ten mecz w takim wymiarze. Aby zmazać plamę na honorze, trzeba było rozegrać dobry mecz z ekipą z Błaszkowa. Niesieni ambicją i determinacją, szybko wyszliśmy na prowadzenie. Tylko przez własną nieskuteczność do przerwy prowadziliśmy tylko 1:0. W drugiej połowie graliśmy jeszcze lepiej i zdobyliśmy kolejną bramkę. Przez błąd w defensywie rywale złapali kontakt, ale to tylko bardziej nas rozwścieczyło. Strzeliliśmy jeszcze 2 bramki i przypieczętowaliśmy wygraną 4:1. Trzecie spotkanie rozegraliśmy z parafią Kudowa Zdrój. Znowu nie weszliśmy najlepiej w mecz i w pierwszej połowie bezbramkowy remis niejednokrotnie musiał ratować bramkarz Michał Krzus. W przerwie Trener miał wiele uwag co do naszej gry, które wzięliśmy sobie do serca i na drugą część meczu wyszliśmy całkowicie odmienieni. Wygraliśmy 2:0 i nadal mogliśmy awansować do Finału A. W meczu z Warszawą nie potrzebowaliśmy dodatkowej motywacji, wystarczyło, że gramy z parafią ze stolicy. Michał Motyka i Igor Jarco wyprowadzili drużynę na dwubramkowe prowadzenie, rywale ponownie zdołali zdobyć bramkę kontaktową, ale bramka na 3:1 pogrzebała ich nadzieje, a nam pozwoliła dopisać kolejne 3 punkty. Prawdziwa wymiana ciosów, miała miejsce w meczu z Leżajskiem, drużyną która robiła bardzo dobre wrażenie w swoich poprzednich meczach. Mecz zaczął się dla nas okropnie, dwie szybko stracone bramki, ustawiły mecz pod dyktando rywali. Bramka z rzutu wolnego zdobyta przez Wiktora, dodała nam otuchy. Następnie znakomita akcja Kamila Pawlusa i Dawida Szatanika, doprowadziła do remisu. Byliśmy bardzo blisko urwania choćby punktu, jednak ostatnie słowo należało do rywali i to oni cieszyli się ze zwycięstwa 3:2. Ostatni mecz w grupie rozegraliśmy z parafią Zembrzyce, z którą mimo znacznej różnicy warunków fizycznych, wygraliśmy 2:1. Pechowo zabrakło nam jednej bramki, by awansować do Finału A. Nadal mieliśmy jednak o co walczyć. Drużyny podzielono na dwie grupy. Wylądowaliśmy w Grupie A, razem z Tylmanową, Słupią oraz Dobrzyniewem. W pierwszym meczu z parafią z Tylmanowej wspięliśmy się na wyżyny swoich umiejętności i pewnie wygraliśmy 3:0. Mecz ze Słupią, niestety zakończył się porażką. Mimo walki i kontuzji, nie udało się przeciwstawić rywalom na tyle, by móc dopisać 3 punkty do swojego dorobku. Mecz o wszystko, rozgrywaliśmy z lektorami z Dobrzyniewa. Po zaciętej walce, zwyciężyliśmy 4:2 i znów skazani byliśmy, na liczenie bramek. Tym razem jednak, szczęście uśmiechnęło się do nas, przez co zameldowaliśmy się w półfinale. Tam, nasze drogi ponownie skrzyżowały się z drużyną z Błaszkowa. Rywale dzielnie walczyli natomiast ponownie to my wyszliśmy z tego boju zwycięsko i po wygranej 4:2 meldujemy się w finale. W ostatnim spotkaniu turnieju, z drużyną z Łowiska, graliśmy już na oparach. Mimo objęcia prowadzenia po kolejnym pięknym rzucie wolnym Wiktora, zmęczenie powodowało kolejne błędy, które poskutkowały 3 golami dla rywali. Wynik 3:1 powodował, że ostatecznie zajmujemy 10 miejsce na Mistrzostwach Polski. Niewiele, bo zaledwie jednej bramki, zabrakło do tego, byśmy mogli walczyć o medale w Finale A. Mimo to pokazaliśmy, że w przyszłości trzeba się będzie z nami liczyć. Bramki dla naszej parafii zdobywali: Michał Motyka (14), Wiktor Wolny (4), Filip Gołek (3), Kamil Pawlus (2), Dawid Szatanik (2), Igor Jarco (1). Jak bardzo zmienna potrafi być piłka nożna, szczególnie w tych najniższych kategoriach wiekowych, pokazali nasi ministranci. Reprezentowali oni naszą parafię w składzie: Wojciech Motyka, Ignacy Wolny, Artur Podgórny, Filip Gliszczyński, Hubert Pielichowski, Filip Szatanik, Tomasz Kania. Pierwszego dnia przegrali wszystkie mecze w swojej grupie, jednakże w rozgrywkach w finale C, drugiego dnia, bezproblemowo rozprawili się ze wszystkimi przeciwnikami i sięgnęli po puchar za zwycięstwo w finałach C. Chłopcy mają naprawdę spore umiejętności, jeśli tylko będą sumiennie trenować, w przyszłości czekają na nich liczne trofea. Na koniec, jak to zwykle bywa nadchodzi czas podziękowań. Dziękujemy wszystkim darczyńcom, którzy pomogli sfinansować cały wyjazd. Dziękujemy Księdzu Proboszczowi Jackowi, oraz Księdzu Wikaremu za zorganizowanie zbiórki. Księdzu Pawłowi dziękujemy, że poświęcił swój czas i zgodził się pojechać z nami, a na miejscu wykazał się pełnym zaangażowaniem, w zakresie zarówno dopingu, jak i logistyki. Dziękujemy Trenerowi Mateuszowi, który chciał dać nam szansę występu na Mistrzostwach. Za tę szansę, oraz za poświęcenie jakie włożył w przygotowania, oraz sam wyjazd, należą się wielkie słowa podziękowania. Dziękujemy Opiekunom: Pani Ewie Wolnej, Panu Karolowi Gliszczyńskiemu, Panu Jarkowi Szatanikowi oraz Wacławowi Juraszowi, za to, że zgodzili się wziąć na siebie odpowiedzialność, za nasze bezpieczeństwo. Jako grupa starsza, jeszcze raz dziękujemy za wsparcie podczas naszych meczów, dla Panów Karola i Jarka, za każde dobre słowo, każdą wspólną kawę i ogólnie za świetną atmosferę. Panu Gliszczyńskiemu dziękujemy również za to, że swoją obecnością, umożliwił wyjazd Dominikowi, co było dla nas bardzo ważne, za opiekę nad nim oraz wsparcie medyczne dla pozostałych zawodników. Dziękujemy pracownikom oraz dyrekcji Szkoły Podstawowej w Żabnicy, z Panią Haliną Żyrek na czele, za udostępnianie hali sportowej. Dziękujemy Państwu Andrzejowi i Helenie Pękala za ufundowanie strojów. Dziękujemy Emilce Wolnej za wysokiej jakości zdjęcia, które będą pamiątką na lata. Dziękujemy Księdzu Jarkowi Bieleszowi, który zapoczątkował całą drużynę parafialną, za przekazane słowa wsparcia. Dziękujemy każdemu, kto trzymał kciuki za nasz dobry występ, za każde słowo wsparcia, za każdą modlitwę składamy serdeczne Bóg Zapłać. Na koniec podziękowania należą się Wam wszystkim chłopaki, za kolejną niezapomnianą przygodę. W tym roku rozbudziliśmy własne apetyty, pokazaliśmy, że nawet w skali całej Polski, znajdujemy się w czołówce drużyn orlikowo-halowych. Za rok połączymy siły 2 kategorii i powalczymy o jeszcze więcej!
Autor: Dawid Kozieł
Foto: Emilia Wolny